Drukuj
Szczegóły: Kategoria: Aktualności | Opublikowano: 11 kwiecień 2020

Po brzeskim zepłociu (10) Jeszcze o starej szkole i odbudowie wsi po pożarze

Chodzi o szkołę sprzed pożaru w 1915 roku. Szczegółowiej opisywaliśmy ją w poprzednim odcinku „Zepłocia”. Ale jest jeszcze coś, co się z nią wiąże, a co udało się mi odnaleźć.

Otóż rzecz idzie o relację z jej otwarcia. To rzadkość, a jednak – mimo braku kroniki szkolnej (a trzeba pamiętać, że inne wsie posiadają takowe już z końca XIX wieku) i parafialnej, dysponujemy dosyć barwnym opisem brzeskiego korespondenta (pytanie kolejne – do rozwikłania – kto nim był?). Opis ten zamieszczony został w bardzo popularnym na Górnym Śląsku czasopiśmie „Katolik”, z którym związany był przez długi czas działacz górnośląski Karol Miarka Starszy rodem z Pielgrzymowic. Brzeski korespondent jest dosyć biegły w piśmie, w języku polskim wysławia się poprawnie, aczkolwiek zdarza się mu użyć śląskich słów. Czy jest nim wójt Jan Godziek, który apeluje o pomoc pogorzelcom w 1885 roku? Nie wiadomo.

W tym samym, tragicznym dla brzeskiej społeczności 1885 roku, następuje coś radośniejszego – otwarcie nowej szkoły. Nowej, murowanej. Bo starą drewnianą (należało by ją nazwać „blank starom szkołom”, choć w XVIII wieku zwano ją „Organistówką”), kilkukrotnie zresztą przebudowywaną, rozebrano. To był powiew nowoczesności. Kościół był jeszcze drewniany, większość zabudowań też – to akurat zmieniło się po wspomnianej ogniowej apokalipsie.

Nie będę przytaczał tu opisu starej szkoły, to zostało zamieszczone w odcinku „Zepłocia” o interpelacji posła śląskiego Jana Kędziora w sprawie odbudowy spalonej szkoły w Brzeźcach. Jak wyglądała widać dobrze na jednej z pocztówek. Budynek starej szkoły znajduje się też na panoramie z Kościołem i wiatrakiem, jaki zamieszczono w książeczce Pawła Godźka wydanej w Berlinie, a poświęconej stosowaniu nawozów sztucznych w rolnictwie (o tej sprawie pisałem w odcinku poświęconym P. Godźkowi). Po dalsze szkolne szczegóły – choćby te odnośnie liczby dzieci [bo jest chyba ona porównywalna do obecnej] – odsyłam do monografii Brzeźc.

Warto też zwrócić uwagę na niewielki dystans czasowy obu ważnych dla wiejskiej społeczności Brzeźc wydarzeń – pożar miał miejsce pod koniec kwietnia (dokładnie, jak to ustaliliśmy 21 kwietnia), a otwarcie szkoły nastąpiło już dwa miesiące później, początkiem lipca – zdaje się, że w niedzielę 5 lipca, informacja o tym w „Katoliku” znalazła się dwa dni później, 7 lipca 1885 roku. Uroczyste otwarcie nowej szkoły, jakie nastąpiło w niedzielę po nieszporze, było niewątpliwie było radosną i podniosłą chwilą dla wszystkich brzeźczan. Pewno niewielu mieszkańców zdążyło się odbudować po pożarze i zbyt świeże były wspomnienia o nim. Stąd też ówczesny proboszcz, ksiądz Waindczoch wykorzystał tą chwilę, by obecnych na mszy i nieszporze parafian podnieść na duchu. Zresztą władze lokalne też zamierzały swą obecnością na uroczystości podbudować nieco własny wizerunek (podkreślając swój udział w sprawnej odbudowie szkoły). Świadczyć to miało o trosce pruskich i książęcych urzędników wobec mieszkańców dotkniętych nieszczęściem.

Na marginesie dodam, że w kontekście niedawnego pożaru dziwi pewne lekkomyślne zachowanie kilku brzeźczan, o którym mowa jest w poniższym opisie (co wytłuszczono). Poraża ono swoją bezmyślnością…

A oto relacja z otwarcia brzeskiej szkoły w 1885 roku (przypomnijmy – uległa ona spaleniu w 1915 roku):

Brzesce. Poświęcenie nowej szkoły w Niedzielę po nieszporze odbyło się u nas w zwykłym porządku. Wyśliśmy w procesyi z kościoła ku szkole i wielebny nasz księżoszek poświęcił szkołę, i aż dwie nauki my słyszeli, po polsku i po niemiecku. Po polsku uczył rodziców jak to mają dziatki w karności trzymać, żeby się czegoś nauczyły, gdyż nauczyciel sam nie wystarczy, kiedy ojcowie się nie starają o naukę dziecka. Po niemiecku zaś mówił do panów, bo też tam byli ze Pszczyny zastępca landrata i amtowy z Mizerowa. Na ostatku rozdawali dzieciom bułki, i zaśpiewali »Ciebie Boże chwalimy«, sami ludzie. Dzieci nie umieją po polsku śpiewać, tylko po niemiecku kiepsko zanuciły. Niektórzy, co to mają suche gardła, pośli do karczmy; jak nalali wewnątrz, to polewał jeden drugiemu po wierzchu. Taką komedyą sprawili, iżby kto myślał, że to jakie łobuzy. Nie! to ci, co za mądrych uchodzą. Jakże ma być dobrze na świecie! Na ostatku się im zachciało sztucznych ogni, a jest tu łąka niedaleko szkoły, tam było suche siano w kopach. Zapalili dwie kopy i narobili strachu. To było w nocy o drugiej godzinie. Ludzie się pobudzili, okrutnie się wylękli. Lekkomyślni ludzie uciekając zostawili czapkę, teraz może się wyzdradzi, kto zapalił, bo policya tego dochodzi. Młodsi słyszą co starsi wyrabiają za zbytki, i jak się mają nie psuć. Słyszymy piękne kazania w kościele, ale to jakby groch o ścianę rzucał. Jakże nas Pan Bóg nie ma karać!”

(źródło: „Katolik” nr 52 z dnia 7 lipca 1885 roku)

Zapalili dwie kopy i narobili strachu”… Całość brzmi jak reporterski opis wydarzenia. Autor tego musiał być świadkiem lub mieć bezpośrednie relacje z zajścia. Pożar nieszczęsnych kopek siana środku nocy miał miejsce „na łące niedaleko szkoły” [co bardzo łatwo zlokalizować, nawet obecnie]... Nietrudno wczuć się w położenie naszych przodków. Znów wróciło przerażenie… Przestrach… Ten głupi wygłup mógł zgubić te nieliczne domostwa, które z pożogi ocalały. Mógł zagrozić nowej, dopiero co poświęconej szkole i samemu, drewnianemu kościołowi. Chyba tylko Zły mógł podszepnąć kilku miejscowym pijaczkom pomysł na „zabawę w sztuczne ognie”, zaślepić ich rozsądek, pozbawić rozumu. Chyba wieś była wtedy o krok od kolejnej ogniowej katastrofy – i to przez głupotę jej własnych mieszkańców [o powszechnej wówczas na Górnym Śląsku pladze pijaństwa opowiemy przy najbliższej okazji]. Dobrze, że Opatrzność czuwała...

Chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Relację z otwarcia szkoły poprzedza podziękowanie adresowane przez brzeską społeczność do Czytelników „Katolika” - widać że poprzedni apel, z kwietnia, o pomoc dla strawionej przez pożar wsi przyniósł skutek. Przyznają to zresztą sami brzeźczanie. Ślązacy byli wtedy niezwykle solidarni i czuli na ludzie nieszczęścia:

Brzesce. Może Czytelnicy »Katolika« ciekawi, jak się tu my pogorzelcy mamy. Dzięki Bogu, że pobudzić raczył serca dobrych ludzi do uczynków miłosierdzia; bo gminy i pojedyncze osoby wspomagały nas dotychczas pieniędzmi, żywnością, ubiorem i materyałem do budowy potrzebnem, i mamy dowody na to, że miłość bliźniego między ludźmi jeszcze nie wygasła. Prawda, że jeszcze wiele nam potrzeba, ale nie tracimy nadziei, że naszą pracą, a pomocą boską i ludzką dorobimy się za czasem lepszego losu. Dziękujemy serdecznie gminom i każdemu z naszych dobroczyńców osobno za dary miłości chrześcijańskiej, i nie przestaniemy się modlić za niemi do Pana Boga, dawcy wszystkiego dobrego, żeby im stokrotnie nagrodził, co dla nas czynili. Dzięki nasze zanosim i szanownej redakcyi »Katolika«, która ogłosiła publiczności naszą niedolę. »Bóg zapłać« wszystkim!

Jeden za wszystkich!”

Apel o pomoc do górnośląskiej społeczności był owocny (zwróćmy uwagę na wszechstronność i praktyczność tej pomocy – od ubrań, przez żywność po materiały budowlane i wreszcie pieniądze na odbudowę). Nic też dziwnego, że kiedy kilka dekad później zbudowano kościół, a parafia tonęła w długach – brzeźczanie pomni doświadczeń – ponownie zwrócili się do śląskiej opinii publicznej o wsparcie szlachetnej inicjatywy. Byli pewni, że ich prośba znajdzie zrozumienie. I mieli rację. Miejmy nadzieję, że w tej mierze niewiele się zmieniło. Że życie uczy zrozumienia i współczucia dla bliźniego.

Grzegorz Sztoler


Na tej panoramie (z broszury Pawła Godźka o stosowaniu nawozów sztucznych) zaznaczono szkołę, którą otwarto w 1885 roku, wkrótce po pożarze wsi (szkoła nie uległa spaleniu, bo pożar tu po prostu nie dotarł - ogień wybuchł mniej więcej pośrodku dzisiejszej ul. Pokoju i strawić musiał domostwa tu umiejscowione)

O Autorze cyklu "Po brzeskim zepłociu":

Grzegorz Sztoler -

Urodzony w 1973 roku w Pszczynie. Doktor nauk humanistycznych (2009), historyk archiwista. Zajmuje się historią Górnego Śląska, zwłaszcza ziemi pszczyńskiej. Zawodowo związany z „Dziennikiem Zachodnim” jako archiwista, poza tym jest niezależnym publicystą, autorem, współautorem i redaktorem książek o tematyce regionalnej, poświęconych z reguły historii małych ojczyzn (współpracuje z historykami amatorami). Regularnie publikuje w miesięczniku „Śląsk” oraz „Dzienniku Zachodnim” (w latach 2012-2014 cykl felietonów Spacerkiem po ziemi pszczyńskiej).

Uprawia następujące gatunki: reportaż, felieton, esej. W przypadku prac naukowych posługuje się kanonem naukowym z chęcią łamania go w kierunku publicystyki historycznej. Najczęściej podejmowana tematyka w utworach literackich (od felietonu po reportaż): wszystko, co na Górnym Śląsku odnaleźć można w relacjach: człowiek, lokalność, jego świat, problemy, swojskość-tutejszość.

W 2003 roku otrzymał stypendium Ministra Kultury RP na realizację własnego programu z zakresu upowszechniania dóbr kultury obejmujący m.in. wyjazd badawczy do Nowego Jorku, a także publikację zbioru reportaży pt. Ścieżki Śląskie (2004). Pozycja została zdigitalizowana w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej. W latach 2010-2014 wyróżnienia w konkursach na jednoaktówkę po śląsku, konkurs Imago Public Relations i „Gazety Wyborczej”. Należy do Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego. - źródło: http://www.slaskgtl.pl/sylwetka/274