Miejsce dobre do życia Portal brzezce.info jest pierwszą i najstarszą stroną lokalną w gminie Kultura i sztuka Wiara i tradycja od pokoleń

Dr Grzegorz Sztoler tym razem pochyla się nad jedną z najsłynniejszych fotografii naszej Parafii. To kontynuacja cyklu "Po brzeskim zepłociu".

Po brzeskim zepłociu (3)

Budowniczowie kościoła Schneidera

Chyba byłem jednym z pierwszych, do którego dotarła ikoniczna wartość tego zdjęcia. Dzisiaj jest ono szeroko znane i rozpoznawalne m.in. dzięki napisanej przeze mnie dwie dekady temu monografii Brzeźc. Fotografia budowniczych kościoła z 1908 roku – bo o niej mowa – jest również prezentowana w miejscowej Izbie Pamięci. Słusznie, bo jest jedną z najważniejszych w dziejach naszej parafii i wsi.

Kiedy ją po raz pierwszy ujrzałem? Chyba w albumie jakiegoś mieszkańca… Nie przypominam sobie… W każdym razie u mojej babki Jadwigi Lazar na pewno jej nie odnalazłem, tu natknąłem się na zdjęcie starego, drewnianego kościółka i kolorowaną pocztówkę z nim związaną… Ale o tym, kiedy indziej…

Zdjęcie budowniczych kościoła z 1908 roku. Tak znalazło się w monografii, która je rozpowszechniła. Każdy je zna. Każdy z mieszkańców Brzeźc, komu chce się zainteresować własną przeszłością. To wymaga cierpliwości. I umiejętności zadawania pytań, a także odrobiny szczęścia. Na pewno tego nie powinno zabraknąć. Bo historyk jest jak poszukiwacz skarbów. Czasem można przejść obok takiego rarytasu i nie dostrzec jego wartości.

W przypadku tego zdjęcia mogę stwierdzić, że otrzymaliśmy od losu prawdziwy dar, skarb historyczny. Oto patrzą na nas twarze naszych przodków. Przodków, którzy wznieśli tą obecną świątynię. To niezwykła magia. Oni patrzą na nas, my na nich. Teraz. Oni nie przeminą, my przeminiemy. Nimi będą się zachwycać następne pokolenia mówiąc: „To są nasi przodkowie, to ci którzy wznieśli ten wspaniały kościół”. To sprawia magia fotografii.Niejeden z nas zadawał sobie pytanie, kto właściwie jest na tym zdjęciu. Bo to że księdza Cedzicha na nim nie ma, to już wiemy. To zostało powiedziane wielokrotnie – i przez Pawła Godźka, i przeze mnie – w monografii, artykułach prasowych, i tu na łamach internetowych. Pamiętam, że ponad dwie dekady temu, kiedy los zetknął mnie z tym zdjęciem – a byłem studentem historii – też zadawałem sobie to pytanie i częściowo znalazłem na to odpowiedź.

Zresztą los zetknął mnie z jednym z uczestników budowy kościoła. To był mój pradziadek Augustyn Godziek (1889-1979) – tak ten sam który ratował Żydówki i jest Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata, imiennik brzeskiego proboszcza ks. dr Augustyna Godźka, który duszpasterzował w Brzeźcach w okresie wojny. Dziadek opowiadał mi w dzieciństwie, jak – jako młody chłopak - pomagał w budowie kościoła. Jak to nosił cegłę na specjalnych nosidłach, a potem wędrował z nią po rusztowaniach wyżej i wyżej… Te ruszta widać na tej słynnej fotografii. I stoją na niej, na tym rusztowaniu, jakieś postacie, miejscowi chłopcy, którzy też pomagali w budowie, która angażowała całą wieś i społeczność parafialną (a więc i mieszkańców Wisły Wielkiej, i Kobielic). Zawsze zadawałem sobie pytanie, gdzie tu jest mój pradziadek, czy tu w ogóle jest? Nie wiem. Twarze, niektóre są rozmazane, inne - te bliżej oglądających – są bardziej rozpoznawalne. Może ktoś, kto doskonalej ode mnie orientuje się w pokoleniowych rysach twarzy (przecież wnuki najbardziej podobne są do dziadków), dostrzeże tam swoich własnych przodków? Na tym też polega magia fotografii, na pewnym niedopowiedzeniu, tajemnicy. Kto tego nie lubi?

Ha, stoją tu również miejscowe kobiety, które również dzielnie pomagały w budowie. Każda para rą k się liczyła. Ślązaczki również halangrowały. Przypominam sobie, jak niedawno moja ciotka Emilia Chrobok (z domu Pośpiech) z Międzyrzecza Pszczyńskiego, relacjonowała mi, jak to sama pomagała majstrom po wojnie w budowie tutejszego kościółka (co umieściłem w książce o tutejszej parafii wydanej w 2017 roku). Mieszała zaprawę, podawała cegły. Razem z innymi mieszkankami. Po wojnie chłopów we wsi brakowało przecież...

W wypadku tego zdjęcia udało się rozpoznać – co ciekawe niemal po stu latach od budowy kościoła – niektóre osoby i podać ich nazwiska. Przypomniałem sobie o tym, kiedy znalazłem wydruk zeskanowanego zdjęcia z 1908 roku, na którym opisane zostały osoby uczestniczące w realizacji tej potężnej inwestycji (świątynia była projektem uznanego śląskiego architekta Ludwika Schneidera).

I dotarły do mnie okoliczności, w jakich sporządziłem opis do tego historycznego zdjęcia. Był to 1997 rok. Gościłem w domu Wawrzyńca Laponia, który w okolicy znany był wszystkim z pogodnego usposobienia i świetnej pamięci. Rzeczywiście zaskoczył mnie. Kiedy wyjąłem zdjęcie z teczki, pan Wawrzyniec zaczął po kolei wskazywać najważniejsze postacie i wymieniać ich nazwiska. Zupełnie jakby na tej budowie gościł, jakby sam w niej uczestniczył! A przecież znał ją tylko z rodzinnych relacji, przekazów…

Więc trzymam w ręce ważny opis do tej fotografii i widzę, mogę zidentyfikować, gdzie kto siedzi. Dociera do mnie po latach zupełnie wyraźnie to, co mówił mi owego pamiętnego dnia, mroźnego 12 grudnia 1997 roku pan Wawrzyniec Lapoń, rocznik 1915. To co zdążyłem zapisać… Napis z datą 1908 trzyma Prager, w meksykańskim - ma się wrażenie – kapeluszu… Obok niego siedzi dumny panoczek – to baumajster Krymer z planem kościoła. Spał u Kluczki. Obok niego siedzi, za prowizorycznym krzyżem, uformowanym z jakichś materiałów budowlanych (cegła, kamień czy drewno?) Kluczka (Paszek). Dumnie spogląda w obiektyw. Jakby samym księciem pszczyńskim był albo kimś innym, znaczniejszym. Nieco niżej, na ziemi, z obu stron wspomnianego krzyża – żeby Bóg błogosławił budowie i budowlańcom – siedzą pomocnicy baumajstra. Oni byli tu specjalistami, pilnowali roboty innych murarzy i pokazywali, jak co się robi…

Prócz ludzi widoczne są narzędzia, sprzęty, jakimi posługiwano się przy wznoszeniu świątyni. Poza rusztowaniami, są buksztele, ktoś trzyma łopatę, kalfas w którym miesza się zaprawę. Taką buksztelę trzyma Kondzielnik z Wisły Polskiej (dzisiaj Wielkiej), który stoi tuż przy siedzącym Kluczce. A buksztele to według słownika języka polskiego: „łuki ze zbitych desek, na których muruje się sklepienie” - czyli coś bardzo przydatnego przy wznoszeniu kościołów. Obok Kondzielnika jest jakaś baba z Kobielic. Przy niej z kalfasem jest Ćwiorok z Kobielic, zdaje się jej chłop. Tego Wawrzyniec Lapoń, rocznik 1915, nie był do końca pewien. Zupełnie skraja, z prawej patrząc na zdjęcie stoi Bochniok z łopatą. A w tle widać „Małpę”, czyli Lazara, jak go nazywano we wsi (postać na tle starej szkoły, sprzed jej pożaru w 1916 roku). Ale to do końca nie jest pewne, bo „Małpa” – jak go określił pan Wawrzyniec – stał również z drugiej strony tejże grupy budowniczych, obok chopa z datą (to wspomniany już Prager). To widać z lewej strony zdjęcia. Dostrzec tu można, między dwiema kobietami w stroju pszczyńskim, kolejną rozpoznaną przez mojego rozmówcę postać – Jarosza Kołodzieja z piłą, który mieszkał naprzeciw domu Waleckich. Zupełnie osobną grupę stanowią osoby pozujące na rusztowaniach, są na dalszym planie. Pierwszy rząd tworzą Józef Stokłosa i niejaki Lyńczyk z Kobielic. Wyżej znajdują się cieśle z Wisły, a także młodzi służący u gospodorzy - „łoni cegła nosili”.

Dzięki tej jednej magicznej rozmowie, wielu bohaterów tego niezwykłego zdjęcia odzyskało tożsamość. Czy rozpoznajecie, kochani, kogoś ze swych przodków? Bo ja, wydaje mi się, że widzę pradziadka Augustyna...

Spójrzcie zresztą sami…

GRZEGORZ SZTOLER

Na https://www.facebook.com/brzezce.info/ jest fotografia w większej rozdzielczości i bardziej czytelna.

 

O pochodzącym z Brzeźc Autorze cyklu "Po brzeskim zepłociu" przeczytacie na stronie Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego KLIKwLINK

Po brzeskim zepłociu (1) KLIKwLINK

Po brzeskim zepłociu (2) KLIKwLINK

 

Copyrights by brzezce.info © 2016. stat4u